wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 1 "Nowy Dom"

    Stałam przed czarną, prostą furtką. Sprawdziłam jeszcze raz numer domu na kartce z numerem domu na furtce. Wszystko się zgadzało, stałam własnie przed swoim nowym domem. Z głośnym, pełnym obaw westchnieniem nacisnęłam klamkę. Wejście zaskrzypiało w odpowiedzi i zaprosiło do ogrodu. Punktem centralnym był ogromny dom 1 piętrowy. Lata sprawiły, że biały kolor drewna stał się lekko poszarzały, a niektóre części bryły porastał bluszcz. Brązowoszary dach został pozbawiony kilku dachówek. Z kolumn utrzymujących balkon na pierwszym piętrze odłaziła farba. Okiennica trzeciego okna znajdującego się po lewej stronie budynku trzymała się tylko na jednym z zawiasów. Schody prowadzące do głównych drzwi były obdarte i powycierane od butów ludzi często biegających do ogrodu. Mimo takiego wyglądu, dom nie sprawiał wrażenia niezadbanego i opuszczonego. Wręcz przeciwne – wyglądał na kochanego i pełnego domowników. Był jak miś, którego czterolatka dostaje na urodziny i w miarę czasu urzytkowania, pluszak zostaje ubrudzony, jego ucho wisi na jedej nitce, guzik zastępuje szklane oko. Dziewczynka wcale nie chce go zmieniać, ponieważ kocha takiego zurzytego misia i wiąże z nim wspaniałe wspomnienia.
    Na prawo niedaleko od furtki zbudowano niewielki budynek. Widać było, że jest młodszy niż część mieszkalna, mimo iż ktoś starał się wykonać go w podobnym stylu do domu. Ściany były idealnie białe, a dachówki nienaruszone. Posiadłość otaczały pojedyncze drzewa, które na jego tyłach przeradzały się w gąszcz.
    Z trudem ciągnęłam moją walizkę po ubitej ziemi pełnej drobnych kamyczków. Miałam wrażenie, że ścieżka ciągnie się kilometrami, gdy wreszcie doszłam przed schody. Obawiałam się na nie wejść, ponieważ wyglądały na mało stabilne. Ale że nie było innej drogi, musiałam podnieść walizkę i stanąć na schodku. Okazało się, że moje przypuszczenia okazały się błędne, gdyż drewno pod moimi stopami nawet nie zaskrzypiało. Podeszłam do dużych, białych drzwi. Dopiero z bliska dostrzegłam idealnie wykończone linie i kształt wejścia. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu zauważyłam dzwonek do drzwi po prawej stronie. Nacisnęłam go łokciem, tak zamo jak wcześniej klamkę od furtki, gdyż dłoń miałam zajętą trzymaniem toreb. Sekundę poźniej drzwi otworzyły się, a w nich stanęły trzy osoby.
    Pierwszą z nich była kobieta, na oko czterdziestolatka, średniego wzrostu. Miała jasną cerę, błękitne wesołe oczy, szerokie, bladoróżowe usta trwające w niewielkim uśmiechu. Delikatne, cienkie blond włosy były obcięte do ramion i wywinięte na zewnątrz. Kobieta ubrana była w jasną bluzkę z kwiatowym wzorem oraz różową spódnicę sięgającą do kolan. Na stopach miała białe czułenka na niewysokim obcasie.
   Drugą osobą był wysoki chłopak chyba w moim wieku. Miał wysportowaną sylwetkę, którą uwydatniał szary, dopasowany T-shirt. Do niego założył czarne, długie spodnie i czarne, niezasznurowane conversy. Gdy spojrzałam na jego twarz, nie umiałam wyczytać żadnych emocji. Głowę miał delikatnie pochyloną w dół, by utrudnić kontakt zwrokowy. Ciemnoszare oczy tylko na chwile spojrzały na mnie i nawet wtedy wyglądaly na znudzone. Wąskie usta wyglądały na smutne, choć kąciki były naturalnie zwrócone ku górze. Ciemnobrązowe włosy chłopaka zostały niedbale ułożone.
    Przeniosłam wzrok na trzecią osobą, którą był niewysoki, około czterdziestoletni mężczyzna. Jego małe, szare oczy spoglądały na mnie z zaciekawieniem, a wąskie usta uśmiechały sie radośnie. Mężczyzna miał dwudniowy zarost w takim samym odcieniu jak siwiejące już czarne włosy okalające jego głowę. Gospodarz (bo prawdopodobnie nim był) włożył na siebie blękitnoszary T-shirt i rozpiętą koszule w niebiesko-biało-brązową kratę. Na nogach miał jeansy, a na stopach brązowe broguesy. Po chwili mężczyna powiedział:
   - Witaj. Ty jesteś...?
   - Luce Carter. Dzieńdobry. Przydzielono mi Pański dom jako miejsce zamieszkania na okres nauki w liceum. Wie Pan o co chodzi, prawda? - odpowiedziałam na tyle stanowczo stanowczo, na ile potrafiłam.
Mężczyzna skinął głową:
   - Oczywiście. Mam nadzieję, że będziesz czuła się u nas jak u siebie w domu. Ja nazywam się Adam Evening, to mój syn Robert, a to moja żona Prissy.
   - Miło mi Państwa poznać.
   - Nam Ciebie również. - odparła pani Prissy, a jej mały uśmiech zamienił się łańcuszek śnieżnobiałych pereł. - Nie stój tu tak. Wejdź do środka.
   Po tych słowach Robert, wciąż na mnie nie patrząc, sięgnął po moją walizkę i wniósł ją do niewielkiego korytarzyka wewnątrz domu. Natomiast ja, lekko zmieszana, nieśmiało weszłam do pomieszczenia. Jego ściany pokrywała jasna tapeta, a na jednej znich zawisło duże lustro ze złotą, skomplikowaną ramą. Na przeciwko postawiono małą szafkę i większą zapewne na płaszcze czy kurtki.
    Dalszy ciąg rozmowy stoczył się na mój przyszły pokój. Pani Prissy kazała Robertowi wzkazać mi go. Chłopak nie wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Zauważyłam jak zaciska szczękę, jego usta zamieniają się w wąską linię, a dłoń ponownie dotyka uchwytu walizki. No cóż... – pomyślałam. - Może kiedyś się do mnie przekona.
    Robert wszedł przez ogromne białe drzwi, prowadzące do salonu. Zewsząd uderzył mnie zapach spalonego drewna, starej skóry i książek. Przedemną rozpościerały się ciemnobrązowe schody z ozdobną poręczą. Po ich lewej stronie znajdował się stół, duży, na sześć osób. Cały wykonany był z drewna. Na jego środku położono beżową serwetkę, a na niej umiejscowiono szklany wazon z bukietem fioletowego bzu. Krzesła przysunięte do stołu były ciemne, lecz ich obicie wykonano z beżowego materiału. Przy jadalni znajdował się łuk prowadzący do kuchni.
    Po tej samej stronie lecz bliżej wejścia znajdowała się dość duża roślina doniczkowa. Prawdopodobnie była to jakaś odmiana figowca. Tuż obok, wbudowano drzwi, być może do jakiegoś schowka lub toalety.
Po prawej stronie schodów wstawiono kominek, w którym buchał jasnopomarańczowy ogień. Nad nim zawieszono kilka fotografi oraz pamiątek rodzinnych. Nie moglam opisać ich bliżej, ponieważ stałam za daleko. Przed kominkiem ustawiono trzy fotele wykonane w bardzo starym stylu. Materiał z którego były zrobione miał kwiatowy wzór w kolorach oliwkowego i beżowego. Tuż przy nich wstawiono łuk prowadzący do biblioteki.
    Nieco bliżej znajdowała się duża sofa w identycznym stylu jak poprzednie fotele. Przed nim, przy ścianie ustawiono dość duży telewizor.
    Salon sprawiał wrażenie przytulnego i bardzo rodzinnego. Miałam wielką chęć upuścić te wszystkie torby i pognać w strone kominka, po czym rozłożyć się na jednym z foteli. Niestety, głośnie westchnienie przywołało mnie z powrotem do rzeczywistości. Rzuciłam przeprosinowe spojrzenie Robertowi i ruszyłam za nim schodami.



   -To twój pokój. - zakomunikował Robert wskazując jasne drzwi.
   -Dobra, dzięki. - mruknęłam i weszłam do środka. 
   Mój nowy pokój był prześliczny. Cały w kolorze zimnego błękitu i srebrnymi ozdobnikami. Naprzeciwko wejścia znajdowały się kolejne drzwi, które jak się później okazało prowadziły do mojej własnej łazienki. Pomieszczenie to otaczały szafy na ubrania. Po mojej lewej stronie ustawiono dwa regały na książki rozdzielone dwuosobową kanapą. Po ich przeciwnej stronie stało duże biurko z lampką. Przy samej ścianie po lewej stronie znajdowało się dwuosobowe łóżko z miekką pościelą.
Już miałam zamykać drzwi, gdy usłyszałam:
   - Jak się rozpakujesz to zejdź do salonu. Rodzice chcieliby z tobą porozmawiać.
   - Oczywiście. - krzyknęłam w strone schodów i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Moje myśli krążyły wokół Roberta, przyszłej szkoły i znajomych. Po chwili przypomniałam sobie, że nie dzwoniłam do mamy. Pośpiesznie wyjęłam telefon z tylniej kieszeni szortów i wybrałam do niej numer.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz